Restauratorzy nad Balatonem są rozczarowani niewielkim ruchem po zniesieniu restrykcji związanych z pandemią koronawirusa. W ostatni weekend popularne promenady nad Balatonem świeciły pustkami. Wyjątkiem był Balatonfuered w pobliżu jednej z największych atrakcji nad jeziorem, malowniczego Tihany.
W nabrzeżnych restauracjach i kawiarniach więcej było personelu niż gości. Bardzo rzadko pojawiają się wśród gości cudzoziemcy. Z reguły są to osoby posiadające nieruchomości nad Balatonem, gdyż turystów wciąż brak – informuje węgierski portal hvg.hu. Restauratorzy nad Balatonem podkreślają, że ruch jest tak niewielki, jakby był dopiero początek sezonu, czyli kwiecień-maj.
– W czerwcu mamy zwykle 100-150 gości, a teraz dobrze, jak zjawi się 50-60 – komentuje jeden z restauratorów.
Właściciele lokali gastronomicznych uważają, że Węgrzy mają po pandemii mniej pieniędzy. Kelner w jednej z popularnych restauracji oznajmił, iż wszyscy liczyli, że po pandemii ludzie gromadnie zaczną przychodzić, ale to nie nastąpiło.
W weekendy widać wielu spacerowiczów, lecz ludzie nie wchodzą do restauracji i nie wydają większych sum. Zakupy ograniczają się do langosza z budki. To specjalność charakterystyczna dla kuchni węgierskiej – płaski, drożdżowy placek, smażony na głębokim oleju podawany najczęściej z czosnkiem, śmietaną i serem.
Sprzedawcy langoszy także jednak narzekają. Ruch jest niewielki a ceny przysmaku poszły w górę o 10 proc. z powodu wzrostu cen surowców.
Właściciele budek w miejscowości Balatonlelle obniżyli ceny w stosunku do ubiegłorocznych, aby przyciągnąć klientów, ale i to nie pomogło.
– W weekendy zdarzają się wycieczkowicze, ale nie najzamożniejsi. Dziś sprzedałem jedną kolę z czterema słomkami. Ludzie nie mają pieniędzy. Jak ktoś przychodzi na spacer, to kupuje sobie piwo w sklepie – opowiada właściciel małej gastronomii.
Restauratorzy i sprzedawcy spodziewają się poprawy w lipcu, jeśli zapełnią się hotele i pensjonaty.
Red. (źródło: PAP)